Cześć kochani.
Zacznę niezbyt optymistycznie, wczoraj miałam paskudny dzień.
Pewnie z racji tego,że od kilku dni moje wychodzenie z domu ograniczyło się do minimum, czyli wyjścia z psem i tyle... Wczoraj się ubrałam, z zamiarem pójścia na zakupy, miałam wielkie napięcie, było źle. Zeszłam na dół, stanęłam na schodach przed dom i stoję... Wszystko dookoła mnie przerażało, ludzie chodzący, przejeżdżające samochody, ten szum... Wzrok mi szalał... Próbowałam jak zawsze się uspokoić, weszłam z powrotem do klatki... I znowu wyszłam na zewnątrz, tym razem z drugiej strony, od strony podwórka. Stanęłam i było coraz gorzej , biłam się z myślami, bałam się strasznie wyjść do sklepu, bo wyjdę i co? Moja droga będzie traumatyczna, w pewnym momencie zalała mnie taka mroczność i to uczucie jakbym straciła kontakt z rzeczywistością, trwało to sekundy,odwróciłam się na pięcie i poszłam do domu... Nie dałam rady, nie wczoraj. Pomyślałam sobie,że może jeszcze wyjdę? Może się troszkę uspokoję i jeszcze dam radę. Niestety, bardzo kiepski dzień. W domu oczywiście też objawy, typu chodzenie jakby pod wpływem alkoholu, czy też uczucie "pływania" , dziwne wrażenie jakby obraz się przestawiał...
Nocka też była paskudna. Najpierw nie mogłam zasnąć bo miałam lęki, a później , kiedy już zasnęłam obudziło mnie to ,że dziwnie oddychałam. Jakby powietrza brakowało, jakbym wdychała kurz, albo jakby powietrze było strasznie suche, dziwne wrażenie... Wstawałam, otwierałam okno, siedziałam przerażona trzymając w ręku telefon i czytając różne wpisy w internecie, trafiłam później na pewien blog,który bardzo mi pomógł się uspokoić - w końcu zasnęłam. A dziś dostosowałam się do tych rad/ćwiczeń ,które wyczytałam właśnie na tym blogu i to dało mi siły! :) Bo to naprawdę działa...
Podsumowując, wiem,że w dużej mierze to pogorszenie właśnie przez to ,że zamknęłam się w domu na kilka ostatnich dni, a co może być gorszego, niż siedzieć cały dzień w domu i wałkować w kółko to samo w głowie? Można sprzątać, można wykonywać różne domowe obowiązki,ale myśli nadal przepływają przez głowę, straszne myśli, ciężko je zatrzymać , inaczej kiedy robimy coś na czym musimy skupić się tak w 100%... kiedy wychodzimy do ludzi - wtedy jest inaczej.
W czterech ścianach non stop - można zwariować.
***
A dziś? A dziś zrobiłam bardzo dużo, większość dnia spędziłam poza domem. Kiedy atakowały mnie jakieś objawy, dawałam sobie z nimi radę , czasami bywały gorsze momenty,ale mimo wszystko "funkcjonowałam".
Uśmiech :)
Zostawiam Wam tutaj link do bloga o którym wspomniałam wyżej. KLIKNIJ TUTAJ Tak jak już napisałam, dziś od samego ranka dostosowałam się do tego co przeczytałam na blogu. Czułam się rano trochę słabo - jak zawsze od kilku dni, ale powiedziałam sobie w myślach, akceptuję to.
Miałam wrażenie ,że płynę , znowu powiedziałam sobie - akceptuję to...
Działy się różne inne rzeczy ze strony nerwicy , powtarzałam sobie,że to akceptuję... I wiecie co ? Nie rozkręciła mi się do takiego stopnia ,że były jakieś większe ataki czy objawy.
Działy się różne inne rzeczy ze strony nerwicy , powtarzałam sobie,że to akceptuję... I wiecie co ? Nie rozkręciła mi się do takiego stopnia ,że były jakieś większe ataki czy objawy.
Nie mówię,że u każdego od razu zadziała i będzie cudownie. Wymaga to pracy i nastawienia.
Ja powtarzam to sobie ze spokojem i w to wierzę.. Bo przecież nie chodzi o to żebyśmy powtarzali sobie coś w co sami nie wierzymy... Jaki w tym sens?
Dobranoc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz