Translate

piątek, 28 lutego 2020

Od czego by tu...

Może od początku.. Ponieważ zaczynam od początku, kolejny raz.
Zerkam co chwilę na telefon, jak jakiś nałogowiec... Dźwięki wyłączone,dlatego pojawia się pytanie: może ktoś napisał? Może to On.
Tak, kolejny On, pojawił się w moim życiu... Chociaż określenie "On" nie do końca jest na miejscu, ponieważ brzmi to tak, jak kolejny w kolejce...?

Znowu przeprowadzka, szukanie pracy, przez to spory stres, znalazłam pracę, rozstałam się z S.
Zatrzymałam się na chwilę po ostatnim zdaniu, to nadal trochę abstrakcja.
Czasami widzę się w naszej kuchni, pojawia mi się obraz, że S. wraca z pracy,a ja stoję w kuchni, robiąc mu herbatę, kolację przygotowałam wcześniej...
(Znowu zerkam nerwowo na telefon).
Nie wiem dlaczego akurat taki obraz... Czy to istotne...
Po rozstaniu nie wierzyłam... I potem dużo później nadal nie wierzyłam w to co się wydarzyło...

Wylądowałam u psychiatry , znowu chodzę na terapię.

Zaczynam od nowa.
Nowy początek.

Pozdrawiam ciepło.

poniedziałek, 30 września 2019

Ciepły wiatr...

Powiał ciepły wiatr...
Wszystko się zmieniło od kiedy napisałam tutaj ostatni post.


Koniec, okazał się nowym początkiem. Sama jeszcze nie wiem czego...
Lecz dziś zrobiłam duży krok, tak , jestem z siebie dumna. Dałam radę... Czekały mnie dzisiaj 2 ważne rozmowy, którymi stresowałam się od miesiąca... I? I nie było czym, kto by pomyślał.
Zrobiłam wielki krok, poczułam się pewniejsza.
Co prawda mam do zrobienia jeszcze kilka ważnych kroków... Lecz czuję się teraz silniejsza.


Związek, w którym tkwiłam, w zasadzie dlaczego używałam słowa "tkwiłam"? Może dlatego, że czas po rozstaniu pokazuje mi ,że wcale nie było tak kolorowo i wcale nie byłam tak szczęsliwa jak mi się wydawało...
Marzyłam, często marzyłam... Z drugiej strony,cieszyłam się,że jest stabilnie i jest obok ktoś kto mnie kocha. !Wydawało mi się,że to wystarczy,a pod koniec wydawało mi się,że mnie nadal kocha. A może kochał?

Może kochał tak jak umiał, albo... To powinno być coraz mniej istotne. Dziś przełomowy dzień w moim życiu...
Poza tym zmieniają mi się światopogląd ...
Inaczej patrzę na to wszystko,zaczynam inaczej patrzeć na siebie...
Trochę to trwało... Niedługo 30stka, a ja zaczynam odkrywać siebie, doceniać... I widzieć co sprawia mi szczęście...
Na mojej drodze pojawił się P.
Trochę się obawiam.. Z drugiej strony dzięki niemu zrozumiałam czego mi brakowało.. Czego potrzebowałam... Jest zupełnie innym człowiekiem, facetem , niż ci ktorych poznawałam dotychczas.
To możliwe,że to ten moment? To ta chwila? Kiedy zaczyna wszystko nabierać barw?
To dobro ,które dawałam właśnie wraca?

niedziela, 15 lipca 2018

Wydaje mi sie,ze powinnam tu troszke pozmieniac... Nie chce az tak sie identyfikowac z zaburzeniami,ktore mialam/mam...

Zbyt glosny krzyk... Przestalam krzyczec.

Hipnoza

Dawno nie pisalam, bardzo dawno. Sa jednak pewne rzeczy, ktore sie nie zmienily... Brak polskich znakow ;) Niestety.


Zaczelam chodzic na hipnoze, mam za soba 2 spotkania/2 sesje. Ciekawe przezycie, bardzo...


niedziela, 8 października 2017

Czasami trzeba odpuscic. To chyba jest wlasnie ta sytuacja.
Chociaz tak mnie to wkurza i zastanawia!


Nie lubie czekac...
Byc moze juz sie nigdy nie dowiem, byc moze bylam zbyt nachalna.
Po cholere on sie w ogole odzywal...
Zburzyl pewien spokoj.

Chce mi sie plakac... nie wiem dlaczego.
Przejrzalam dzisiaj zdjecia na swoim "photoblogu" sprzed kilku ladnych lat.
Kiedy ten czas zlecial? Dlaczego tak szybko?
Tesknie troszke za tamtymi czasami. Chociaz z drugiej strony mam wrazenie,ze zatrzymalam sie gdzies tam ... i nadal jedna noga tam tkwie.

piątek, 29 września 2017

Niby wszystko jest po cos...
Moze to tez. Odezwal sie do mnie P.
Ten P sprzed 10 lat. Ciezko uwierzyc.

sobota, 29 kwietnia 2017

Dobra energia, karma i te sprawy.

Czarna herbata z cytryna, ktorej teoretycznie nie moge pic...
Muzyka musi miec odpowiednia glosnosc, nadal jej nie ma, w tle slysze pralke, za oknem ktos czyms stuka...
Musze miec natchnienie zeby tutaj napisac, a oprocz natchnienia warunki do tego...


Depresji nie widac, a w srodku czujemy taki smiertelny bol...
Depresja, nerwica, stany lekowe, agorafobia i inne... Wszystko to laczy strach.
Jak gadam 3 po 3, zamknij strone, nie musisz tego czytac. Poczytaj dobra ksiazke, wyjdz gdzies, spedz ten wieczor/dzien/czas z bliskimi, zadzwon do kogos na kim Ci zalezy. Zrob sobie jakas przyjemnosc,albo innym. Dobro wraca, wierzysz w to?
Ja tak.
Gdzies tam wije sie czasami miedzy normalnoscia, a ciagle podobnymi problemami z emocjami... Postanowilam jedno, jak to napisac zeby zabrzmialo jak powinno? Kiedy w glowie ma sie w pewnym stopniu balagan.
Wielu z nas,a  raczej wszyscy.., Mamy kogos w naszym zyciu, za kim nie przepadamy, do kogo zywimy jakies negatywne uczucia, ktos nas wkurza.... ze tak powiem norma.
Mnie potafi wkurzyc moj szef, kolezanka, ktora potrafi w oczy rzygac tecza, a za plecami, no wiadomo... Traktuje tych ludzi dobrze, mimo wszystko. Uwaga, dobrze, nie znaczy,ze nie wiem o tym co robia, czy mowia i wchodze im w tylek. Nie o to chodzi. Oni sie tak zachowuja, ich sprawa. Postanowilam,ze sprobuje... WIerze w to,ze dobra energia wraca, ostatnio coraz czesciej to sobie powtarzam. Karma wraca.
Wzielam sie troszke za siebie,nie to zebym sie jakos zapuscila,ale... Zapomnialam chyba,ze jestem kobieta,jakkolwiek to brzmi.


Jesli jeszcze tutaj zagladacie, poprosze o usmiech, o wlasnie teraz.... No czekam... :)
Pamietaj o energii ;-) Paa!

poniedziałek, 17 kwietnia 2017

Nadal zdarzaja sie chwile, ktore mnie przerastaja, momenty kiedy sie poddaje i z czegos rezygnuje, zamiast stawic temu czolo, odpuszczam, wycofuje sie, chowam...

piątek, 18 listopada 2016

Dawno nie pisałam, fakt.
Zaglądam tutaj czasami, nie piszę chyba z braku czasu , mobilizacji.
Młyn w pracy, dziś np. czuję,że nogi wchodzą mi w tyłek. To był ciężki tydzień , Jezu jak dobrze,że zaczął się weekend!!


Wypada mi z głowy żeby zarejestrować się do lekarza, do psychologa... Gdy mi się o tym przypomni jest wieczór,albo sobota, a wtedy...
Może powinnam sobie ustawić przypomnienie? Powinnam.
Z drugiej strony , dzięki temu, że w pracy tyle się dzieje, mam mniej czasu żeby myśleć o głupotach. chociaż czasami i tak wpadają... no ale...

Staram się zmieniać sposób myślenia, pracuję nad tym.


niedziela, 23 października 2016




Przed chwila napisalam bardzo osobista notke. Ryczac przy tym.
Nie dodalam, dlaczego? Boje sie jakiejs krytyki? Boje sie,ze ktos to przeczyta, ktos kto nie powinien? 
Coraz czesciej mam takie "jazdy". Nie pisze o wielu rzeczach, zastanawiajac sie co by bylo gdyby przeczytal to ktos znajomy... 


Ta.

sobota, 22 października 2016



Nie pamiętam kiedy ostatnio plakalam... 
Az w końcu...


Poczułam ulgę. Chociaż najpierw niemoc? Brak sil, wiary? Zdenerwowanie, zrezygnowanie?
To co klebilo się we mnie, eksplodowało, puscilo.


Jest mi dziwnie... Sa we mnie pokłady sil, ale... 



Brak polskich znaków.

sobota, 17 września 2016



Nie jest ok.
Zaczynam się gubić?

Łaknę zmian.






Odwiedza mnie samotność, najchętniej wieczorami...

poniedziałek, 12 września 2016


Spałam kilka godzin, mimo wzięcia przed snem hydro... 
To był najgorszy dzień odkąd tam pracuje.


***

Teraz relaks. Czarna herbatka z cytrynką, w takim zestawieniu koniecznie słodzona : ) 

Relaks...
relaks..

niedziela, 11 września 2016





"Wcale nie jest dobrze w moim śnie... "


Kiepsko się czuję.
Cały weekend myślałam o pracy, zamartwiałam się jak to będzie jutro... I czy dam radę.


Weekend spędziłam sama, On pracuje . jak zwykle w weekend. 
Tęsknię za Nim, chociaż codziennie zasypiamy w jednym łóżku.


A jak Ty się czujesz? 

wtorek, 6 września 2016

Staram się.


Weekend był okropny, przeleżałam, źle się czułam. Bałam się wyjść z domu...
Jednak po weekendzie trzeba było stanąć na nogi ,mimo wszystko spiąc poślady i robić wszystko co trzeba, MIMO WSZYSTKO.

Wczoraj w pracy myślałam,że się zwolnię... Było bardzo kiepsko. 

Staram się.

sobota, 3 września 2016


Od wczoraj bardzo kiepsko się czuję...
O co chodzi?
Pojechaliśmy wczoraj do galerii , miałam sobie kupić jakieś pierdoły, typu kurtkę, czy buty na jesień. Weszliśmy przy okazji do Play i ... I nie wiem co się tam stało.
Dziwne rzeczy w mojej głowie.
Miałam dziwne myśli, przypominały mi się jakieś sny, uczucie deja vu... Tak silne to było i dziwne.
Jakby zaczęło mi się mięszać, sny z rzeczywistością, nie umiem tego opisać. Nie potrafię powiedzieć co się stało wczoraj. Wyszliśmy stamtąd, nie kupiliśmy nic, nie dałam rady, czułam się dziwnie... 
Mieliśmy jechać na plażę, był korek, jechaliśmy żółwim tempem, znowu dziwne myśli, wyobrażenia. Jak jakiś trans, chociaż niby kontaktowałam. 
Słabo pamiętam te momenty z wczoraj.
Próbowałam sobie przypomnieć te myśli , to splątanie, o czym wtedy myślałam, co sobie wyobrażałam bo to było dziwne... Ale nic z tego.
Przeraża mnie to trochę. To co miało miejsce wczoraj , ponieważ w pewnym momencie poczułam się jakby oderwana od rzeczywistości i zastanawiałam się czy ja żyję... 
Jezu.

Dziś od rana źle się czuję. 
Po południu nawet nie wyszłam z psem, walczyłam sama ze sobą... Aż w końcu wyszłam na kilka sekund, na siku... Źle mi z tym, żal mi jej, moja wina.
Rozryczałam się dziś... Poczułam jakiś strach i niepewność, jestem sama w domu, On jest w pracy, a ja się tak dziwnie czuję... Wtedy moj psiak przyszedł mnie przytulać, lizać po twarzy...
Ktoś powiedział,że pies najlepszym przyjacielem człowieka, dla mnie to najdroższa istotka i jakże mądra... 
Teraz też chce mi się płakać. 

Zaczęłam się zastanawiać skad to? 
Ból głowy, zawroty, dreszcze,przerażenie,dziwne wizje, biegunka, mdłości, ciśnienie w uszach ,mrowienie i dziwne czucie w prawej ręce... i różne inne... Pomyślałam,że to może przez to moje uderzenie w głowę o umywalkę, przecież wtedy zdrowo rąbnęłam... A może mam jakiś nawrót tego cholerstwa?
Pamiętam,że jak to się wszystko zaczynało to właśnie tak wyglądało... Było dziwnie i tak przerażająco... 


Jest gorzej.

Fuck...

sobota, 27 sierpnia 2016

Jakże uroczą...


"Jakże uroczą istotną jest człowiek, jeśli jest człowiekiem".


***




Chwilami uginają mi się nogi, chwilami podupadam.

Sobota szybko zleciała, kilka godzin na mieście, jakiś mały porządek w domu itp.
Ostatni tydzień w pracy był ciężki, czasami mam wrażenie,że nakładają na mnie zbyt dużo obowiązków, w końcu jestem stażystką, a "rąbię" za pracowników ,którzy zwyczajnie nie dają rady. Szefostwo mnie ostatnio doceniło, dostałam kasę po cichu, za to,że dobrze pracuje i są ze mnie zadowoleni. Pisałam o tym? Nie wiem, może.


Druga sprawa, chcę się zapisać do psychologa. Potrzebuję tego.
Są sytuacje, które są dla mnie trudne, potrzebuję wsparcia psychologa.
Co mi dokucza? Brak pewności siebie, nad tym chcę popracować, samej kiepsko mi idzie. 
Czasami się gubię...


Do Jego pracy doszła nowa pracownica, wcześniej pracował tylko z facetami, nie licząc szefowej... 
Doszła jakaś młoda kelnerka, kocham go, ufam mu,ale co z tego jak moja pewność siebie w takiej sytuacji ledwo odrasta od ziemi.
Przykre.



piątek, 19 sierpnia 2016

Gorące kakao



Pogoda jakaś taka jesienna bardziej... Chłodne wieczory.
Smutno,że lato odchodzi, w zasadzie co to było (jest) za lato?
Ale takie wieczory jak dzisiejszy, też mają swój urok.
Gorące kakao, muzyka... Czasami tak niewiele trzeba.
Może masz ochotę się przyłączyć?

Nie powiem,że dawno mnie tutaj nie było, bywam od czasu do czasu, sprawdzam czy ktoś zagląda, czy ktoś pisze. Miło... Miło bo każdego dnia tutaj jesteście. 
Co do pisania postów, brakuje mi weny, czasu,a najbardziej to chyba siły. Tak, siły.
W pracy ostatnio dzieje się dużo, zeszły tydzień zaczynał być powoli ponad moje siły... Dziewczyna, która ze mną pracuje powiedziała,że nie było tak ciężko odkąd ona tam pracuje. No cóż.
Zacznie się wrzesień,zacznie się... 

Nie chcę narzekać.
Chciałabym się pochwalić, chociaż nie lubię ;-) No ale takimi postępami to przecież trzeba.
Wybrałam się ostatnio do rodzinnego miasta odwieźć kuzynkę, wracałam sama pociągiem.
Wchodzę do pociągu i ? I stoję, koło wc, miałam towarzystwo, ścisk.. Wiedziałam,że na ten pociąg nie ma już miejsc,ale nie spodziewałam się,że skończę swój żywot przy pociągowej toalecie ;-)
Było strasznie duszno, stwierdziłam,że kiedy pociąg zatrzyma się na kolejnej stacji, szukam innej miejscówki, chociażby w tym wąskim korytarzyku przez który wchodzi się do przedziału...
Zatrzymałam się w przedziale dla rowerów, były tam 2 osoby, jakiś facet po 30stce i dziewczyna koło 18 lat może. Zagadałam, że to miejsce w pierwszej klasie dziś ;-)
No i tam już zostałam. Później doszedł jakiś miły chłopak ze śląska i jeszcze jeden z moich okolic. 
Coś tam z nimi pogadałam, później oni nawijali. Godziny mijały bardzo szybko ,a podróż dzięki nim była bardzo miła. Chociaż... W pewnym momencie poczułam niepewność, lęki... Włączyła mi się taka blokada, przestałam się odzywać... 
W Gdańsku wysiadła większość towarzystwa,zostałam z jednym chłopakiem z nich. Pogadaliśmy , był miły,ale trochę skrępowany mną. Kiedy czuję się dobrze nie mam problemu z rozmową z ludźmi i patrzeniem im prosto w oczy , kiedy mi coś opowiadają. Moje patrzenie mu w oczy go krępowało. Urocze to było w jakimś tam stopniu. Okazało się,że tego dnia jechaliśmy już tym samym pociągiem (gdy jechałam odwieźć kuzynkę) no i wracamy tym samym. Powiedział,że ma nadzieję,że jeszcze kiedyś się spotkamy bo jak się okazuje jeździmy tymi samymi pociągami. 
Byłam z siebie dumna, znowu dałam radę. Wybrałam się w taką daleką trasę sama... 
Nie ma lepszego leku, trzeba iść do przodu... Mimo wszystko.
Chociaż czasami tak zajebiście boli.

A tak nawiązując do bólu, przedwczoraj przed pracą upadł mi kolczyk w łazience pod umywalkę... Sięgnęłam po niego i z rozmachem chciałam się podnieść... no... Trzasnęłam głową o umywalkę i to zdrowo. Wczoraj głowa bolała mnie z każdej strony, dziś wracam powoli do żywych.

Kakao się kończy. Może pora kończyć i notkę. 

Postaram się w najbliższym czasie odpisać na wiadomości, obiecuję.

Miłego wieczoru, śpij dobrze.

piątek, 22 lipca 2016

Próbuję

Próbuję napisać notkę... Hałas mi przeszkadza.
Co u mnie? Hmm. Jestem aktualnie na urlopie, w sumie końcówka urlopu, po weekendzie wracam do pracy. Długo tutaj nie pisałam, dlaczego? Brak czasu? Brak ochoty? Może lepsze samopoczucie sprawiło,że tutaj nie pisałam? Myślę,że złożyło się to z wielu czynników.

Obżeram się właśnie chipsami, chociaż nie mogę ich jeść, popijam winem, ach, to też zakazane, wcześniej jadłam w maku, o zgrozo! Aaa , a wczoraj piłam piwo, na plaży! Usprawiedliwione? Jasne,że nie. Lecz ile można?
Odmawiać sobie wszystkiego. Jestem zwykłym człowiekiem, który ma czasami ochotę na coś niezdrowego...

Odkąd odbywam staż w przedszkolu bez przerwy choruję, co chwilę jestem przeziębiona, postanowiłam szukać pracy... Staż, stażem... Wracam od poniedziałku ,ale w między czasie zacznę sie rozglądać za pracą. 
Wiecie,jakoś daję radę... Jeżdżę sama pociągami... Wychodzę do galerii, sama "buszuję" po sklepach, spędzam godziny w przymierzalniach... To co wcześniej było dla mnie niewykonalne teraz... Co tu więcej mówić. Zaczynam żyć, chyba coraz bardziej.
Jako ... latka ,ups powinnam przyznawać się ile mam lat ? ;-) 
Jako ...latka zaczynam żyć, uczę się nowych rzeczy, uczę się żyć...
(był edit co do wieku) ;-)
 To trochę tak jakbym zaczęła stawiać pierwsze kroki, wcześniej raczkowałam.


Małe ps. wiem,że są osoby,które tutaj zaglądają, miło mi.



wtorek, 14 czerwca 2016



Napisałam dłuższą notkę,ale przed chwilą skasowałam treść. Stwierdziłam po co co?

****

Moja nerwica straciła na sile. W pracy praktycznie non stop mam coś do zrobienia, nie ma czasu za bardzo na "myślenie" o nerwicy, objawach.
Chociaż bywają gorsze momenty.
Czuję się samotna.

sobota, 21 maja 2016

Kawy?



Oczywiście mowa o Ince, chociaż inną również mogę zaproponować.
Wyszłam na balkon , zrobiłam sobie Inkę, usiadłam wygodnie (no w miarę) i piszę...

Wstałam dziś koło 6, może jednak powinnam zacząć od wczorajszego dnia?
Działo się w ostatnich kilku dniach. Od poniedziałku zaczęły się poszukiwania pracy, obudziłam się i już stres - oczywiście związany z poszukiwaniem... Napisałam cv, później na drugi dzień kolejne, tym razem ze zdjęciem bo jak to tak bez zdjęcia? Zwłaszcza,że moje cv to ... Zastanawiałam się czy w ogóle ktoś mnie potraktuje poważnie.

Tak więc cv było już ze zdjęciem, wysłałam w kilka miejsc. W pierwszy dzień poszukiwań (poniedziałek), miałam takie ciśnienie na szukanie jakbym musiała tą pracę mieć już w ten dzień... Siedziałam kilka godzin przed komputerem i wysyłałam, przeglądałam, zastanawiałam się, wysyłałam... Drugi dzień był trochę lżejszy. Wydrukowaliśmy moje cv, pan w tym punkcie stwierdził,że jestem podobna do Szatana ;-) Miał na myśli Basię Kurdej Szatan, chyba dobrze napisałam. 
Śmiesznie bo nawet wpisał w przeglądarkę jej nazwisko i porównywał nasze zdjęcia, no cóż... Uznaję to za komplement, chociaż nigdy wcześniej nikt mnie do niej nie porównał.

Wydrukowane cv, więc pojechaliśmy do galerii. On był ze mną, poprosiłam Go jednak żeby poczekał przed galerią, a ja rozniosę... Tak czułam się pewniej. Pierwszy sklep, pierwsze cv, bardzo miła pani która tam pracowała. W kolejnych sklepach podobnie, nabrałam jakiejś pewności. Chodziłam po tych sklepach z uśmiechem, rozmawiałam. Z drugiej strony dochodząc do domu czułam,że jestem cała mokra (napięcie,stres) no jednak to towarzyszyło. Może to normalne przy szukaniu pracy? ;-)

Zaczęły się telefony... Zdziwiłam się,że tak szybko. Siedziałam przed komputerem, widziałam,że ktoś dzwoni, ale nie odbierałam. telefon był wyciszony, także On nie wiedział,że ktokolwiek dzwoni. Nie odebrałam ze stresu. Po chwili spięłam pośladki i postanowiłam oddzwonić, wyszłam do innego pokoju i zadzwoniłam.
Zaproszenie na rozmowę do Diverse, w tym momencie kiedy oddzwaniałam dostałam powiadomienie ,że ktoś inny próbował się ze mną połączyć, oddzwoniłam... Tam zaproponowali mi pracę na weekendy - odpada dla mnie.
Ale dlaczego ja nie powiedziałam czegoś istotnego? W ten sam dzień, kiedy już wracaliśmy do domu z tej galerii (kiedy rozdawałam cv), stwierdziłam,że przejdę się na rozmowę do przedszkola. W poniedziałek byłam w urzędzie pracy ,spytałam o nowe oferty stażu. Wzięłam 2 skierowania...
On wrócił do domu,a ja weszłam tylko po skierowanie na staż i poszłam do przedszkola. 
Co ma być to będzie? Czułam,że chcę to załatwić. Nie szłam pozytywnie nastawiona, nie szłam też negatywnie nastawiona. Normalnie, bez większego spinania się. 
Co tu dużo mówić... Przyjęli mnie na staż. Zaczynam od poniedziałku. SZOK?
Pani dyrektor uśmiechnięta od ucha do ucha, druga pani również, chociaż nie wiem kto to był, może zastępca dyrektorki. 
Zawsze gdy ktoś jest tak przesadnie miły włącza mi się światełko... No ale ,pracują z dziećmi, prywatne przedszkole... Uśmiech przyklejony do twarzy to jakaś wizytówka, co ja pieprzę? ;-) 
W każdym bądź razie wyszłam stamtad ,a w sumie unosiłam się nad Ziemią, byłam szczęśliwa,że udało mi się... Że tak szybko... że mam ten staż... 


***
Wczoraj rano wsiadłam w pociąg, pojechałam do miasta obok , do przychodni, dowiedzieć się co i jak z badaniami , stamtąd musiałam jechać dalej pociągiem do jeszcze innego miasta. Dałam sobie radę... Nie czułam nerwicy, nie czułam napiecia... Pojechałam do urzędu pracy, wypełniłam te wszystkie papiery, nawet ze spokojem... W pewnym momencie złapałam się na tym,że.... że jestem spokojna. "Ogarniałam" co muszę wypełnić itd. 
Stamtąd miałam jechać do domu... Skasowałam bilet , poszłam na peron, okazało się,że moja kolejka stoi na innym peronie , hoho! Szłam tunelem, wyszłam za daleko... Druga próba trafienia na dany peron również nieudana... Pociąg mi zwiał sprzed nosa... :D Nie straciłam przez to humoru. Śmieszne to nawet było... No i cóż, poszłam do kasy po kolejny bilet i musiałam czekać jakieś 40 min na kolejny pociąg. Posiedziałam na ławce, ludzi tłum dookoła. Tym razem jechał z tego peronu co zawsze, chociaż w razie czego byłam gotowa już startować na tamten... ;-)
W kolejce usiadłam sobie tak jak siedzi się w metro jadąc np. w Londynie... Tak więc ludzie siedzący dookoła widzieli mnie,patrzyli się na mnie... a ja ? Siedziałam, jechałam. Po jakiejś chwili stwierdziłam,że to niezbyt komortowe i kiedy pociąg zatrzymał się na kolejnej stacji zmieniłam miejscówkę. Dałam radę... 
DAŁAM RADĘ... SAMA.

***

Dziś chciałam się wybrać pociągiem do mojego rodzinnego miasta. To mi się nie udało. 
Wstałam rano koło 6 i zaczęło się w głowie... Muszę najpierw jechać do Gdyni Głównej, później kupić bilet, później znaleźć peron, później znaleźć wagon, później miejsce... Będę wracała w nocy, a co jeśli spotkam kogoś kogo spotkać bym nie chciała? (pijanych,naćpanych itd).
Pamiętam ostatnią moją jazdę z Nim, wracaliśmy z odwiedzin w moim rodzinnym mieście. Siedzieliśmy w wagonie dla rowerów  bo nie było wolnych miejsc (nie kupiliśmy biletów wcześniej), oprócz tego,że było tam zimno i głośno to jeszcze zaczepiał nas jakiś pijany/naćpany koleś.
Bałam się go, ale byłam ze swoim facetem, więc ... Byłam bezpieczna.
Ale samotna jazda nocą? Prawie 3 godziny jazdy... No i kłębiło się tak od rana. Czy dam radę, czy zdążę, czy dobrze wsiądę, czy to czy tamto. W końcu było za późno. Rozmawiałam z rodzicami, którzy mówili,że obiecałam babci odwiedziny i lepiej żebym jechała, będzie jej przykro... No i zaczęła się walka, bijąc się z myślami...
Obudził sie On, pytał co ja tu robię, czy nie pojechałam?
Powiedziałam,że mam obawy... On zaspany... Powiedziałam,że jeszcze zdążę jak wyjdę teraz... On,że nie , że już teraz nie... 
Stałam, ubrana, spakowana... 
Zachciało mi się ryczeć... 
Poszłam do łazienki, siedziałam na kiblu i płakałam... 
On wstał , słyszałam jak ubiera się żeby wyjść z psem. Po chwili spytał co robię, powiedziałam,że siedzę na toalecie. Pytał o coś jeszcze, uniosłam się... odburknęłam coś w stylu "jezu no zaraz wyjdę". Po chwili poczułam się źle ,że tak mu odpowiedziałam... Ale byłam zdenerwowana.. nie chciałam.
Spytał czy może wejść... Wszedł. Nie patrzyłam na niego, zaryczana...
Pochylił się nade mną , mówił... Wszystkiego nie pamiętam. Pamiętam ,że powiedział Kotek... Dawno tak do mnie nie mówił. Powiedział,że jestem silna... że daję radę,że zrobiłam już dużo... pytał czemu płacze... Powiedziałam,że było to dla mnie ważne... (ten wyjazd). Chciałam zrobić kolejny krok, tym razem bardzo duży... Miałam wrażenie,że jak to zrobię to zrobię wszystko...
Był przy mnie, później wyszedł z psem. 
Zrobiłam mu w tym czasie kawę, dziś bez śniadania... Zrobił sobie sam, kiedy wrócił. 
Siedziałam w salonie, ubrana, w trampkach... Powiedział znowu,że jestem silna,że to co chciałam zrobić jest bardzo trudne dla mnie , że wie o tym,ale że wczoraj zrobiłam już bardzo dużo... I zrobiłam ogromne postępy... Mówił,że mogę jechać za tydzień... Później,że mogę jechać jutro... że może kupić mi dziś bilety jak będzie na dworcu... 
On jest bardzo kochany... Na co dzień taki typowy męski facet.. Twardziel.. Czasami marudzę,że jest za mało czuły itd. 
ALe ja są takie momenty, kiedy czuję się zagubiona, kiedy jest mi źle, on wie co ma zrobić... A może inaczej powinnam to ująć. Jest przy mnie... I ja to czuję...

Kocham Go.

czwartek, 12 maja 2016

Zrobiłam to.




Wsiadłam w pociąg pojechałam...
Musiałam pojechać do pani dyrektor przedszkola,gdzie miałam mieć staż. 
Wczoraj okazało się,że staż jest od poniedziałku nieaktualny, niestety. No ale tak czy siak, podpis pracodawcy był potrzebny "do rozliczenia z urzędem".
Wyszłam z domu z Nim, on jechał do pracy. Staliśmy na jednym peronie, tylko,że nasze pociagi miały jechać w 2 różne strony. 
Czułam się hmm no jak? Trochę niepewnie na pewno. Jeszcze "chwilę temu" jeżdżąc z Nim czułam się różnie, tłumy ludzi itd. A dziś? No właśnie.
W pewnym momencie poczułam napływ różnych emocji, miałam wrażenie,że się poryczę, dziwne to było. 
Pożegnałam się z Nim, jego pociąg podjechał pierwszy, poszedł...
Stoję i czekam na mój pociag... Jedzie. Wsiadłam, usiadłam, siedzę, jadę... Czułam się troszkę tylko "dziwnie", takie wiecie... Wiedziałam,że muszę polegać tylko na sobie w tym momencie, nie ma Jego przy mnie, nikt mnie nie "niańczy", muszę się skupić i wysiąść gdzie trzeba ;-)
Jechałam niecałe pół h (to 2 miasta dalej od mojego).
Wysiadłam i zmierzałam w kierunku przedszkola, nie było tak łatwo ;) Nie jestem wzrokowcem, nie mam orientacji w terenie, ale! Ale dawałam radę. Po drodze spytałam kilka osób o dane przedszkole, o ulicę , niestety... Nikt nie wiedział gdzie to może być, spięłam pośladki, nerwica poszła gdzieś daleko, nie skupiałam się na niej , skupiałam się na moim celu! Do którego kurdę musiałam jakoś dotrzeć. W końcu miałam wrażenie,że jestem na dobrej drodze, nie pomyliłam się. Szedł przede mną pewien pan z pieskiem, spytałam go o to przedszkole, o tą ulicę, wiedział! ;-) Okazało się,że jestem już zaraz u celu. Przemiły pan, podziękowałam, poszłam. Widzę, jest! 
No dobra, dzwonię! Wyszła pewna pani ,pytam o panią derektor ,a ona twierdzi,ze pani dyrektor dziś nie ma, to mówię o co chodzi. Skierowała mnie do tej drugiej placówki, tłumaczyła mi jak tam dojść, najpierw tak ogólnikowo,że nic nie wiedziałam, powiedziałam jej,że nie jestem stąd, i czy może jaśniej ;-)
Wytłumaczyła raz jeszcze. 
Mniejsza z tym, czemu ja się zawsze tak rozpisuję?!

No i wtedy się zaczęło, hoho!! 
Nikt nie wiedział o czym ja do nich "rozmawiam" , pytając o ulicę , o przedszkole.
W sumie najpierw dotarłam do miejsca o którym mi powiedziała pani z przedszkola, przeszłam tunelem, wyszłam był lidl ,super, zgadza się. 
No i tutaj już miało być "moje przedszkole". Szkoda tylko,że chwilę później znalazłam się 2 km od niego ! Aż mi się śmiać chce.
Szłam ulicą,która miałam wrażenie,że nie ma końca, szukając numeru 22! Nie było :D Pytałam, pytałam, sprawdzałam w telefonie... No nie ma. Przedszkole widmo! ;-)
Idzie jakaś "laska" z psem , no to spytałam o przedszkole. Powiedziała,że mam iść cały czas prosto,jeszcze za skrzyżowaniem , tak jej się wydaje , mówiła z przekonaniem. No ok, podziękowałam. Spojrzałam na skrzyżowanie,które było baaaardzo daleko, a przecież i tak już sporo przeszłam. Udało mi się w telefonie sprawdzić, okazało się,że zamiast się zbliżać oddalam się coraz bardziej od tego przedszkola. Postanowiłam spytać raz jeszcze, miła pani stwierdziła,że łooo przedszkole to musiałaby się pani cofnąć bardzo dużo , najlepiej niech pani wsiądzie w jedynkę i wysiądzie koło Lidla! No to pięknie.
Postanowiłam się cofnąć, i znowu szłam ,szłam... Myślałam chwilami,że padnę. Chwilami chciałam być już w domu... Słońce prażyło, ja z okresem, w obcym mieście, nikt nie wie gdzie jest miejsce o które pytam. Postanowiłam,że zamówię taxi i tam pojadę bo moje błądzenie trochę trwało... A jeszcze po tym wszystkim musiałam przecież iść do urzędu, który był w zupełnie innym kierunku. 
W końcu szłam w dobrym kierunku, coś mnie podkusiło żeby wejść i przejść jakimś tunelem, w którym było paskudnie głośno. Samochody,które mnie mijały, samochody na górze tunelu, był taki oddźwięk ,że miałam wrażenie, że odpłynę za moment. Za duży chaos + mój już stres ,że nie mogę tego znaleźć.
Okazało się,że tunel też nie jest dobrym pomysłem, więc musiałam się nim wrócić :D 
Oj śmieszne to teraz.
Mój telefon postanowił ze mną współpracować, pokazywał,że zbliżam się do celu, och jak cudownie. Dla pewności jeszcze miła starsza kobieta pokazała mi drogę, chociaż też nie była przekonana to nazwa przedszkola coś tam w głowie jej świtała. Podziękowałam jej bardzo, bardzo miła ,serdeczna osoba! :) Ufając trochę tej pani, trochę mojemu telefonowi no i sobie, zbliżałam się do celu. Okazało się,że idąc za pierwszym razem byłam kilka metrów od tego przedszkola, z tym,że ono jest zlokalizowane w takim miejscu,że można by przejść obok niego i nie zauważyć.
Pani dyrektor przemiła osoba. 
Stamtad do urzędu, w telefonie w międzyczasie znalazłam numer na taxi w tamtym mieście. No ale szłam... Tyle dałam radę to nie dam rady przejść kolejnym kilku km? :P
Dotarłam do urzędu, z urzędu na dworzec. Skasowałam grzecznie bilet, stanęłam wśród innych ludzi czekających na mój pociąg. Podjechał. No i co? No i dałam radę!!!!!!!!
Wracając do domu poszłam jeszcze do biedronki na zakupy. 
Nie wiem ile kilometrów dziś zrobiłam...
Jestem z siebie dumna.

Zrobiłam to.

poniedziałek, 9 maja 2016

Dobry dzień?



Od rana do wieczora na nogach. 
Byłam dziś w urzędzie pracy , podpisać się.
Pani zaproponowała mi staż, dała mi kilka wariantów, wybrałam jeden, żałuję,że nie wzięłam skierowania na jeszcze inny! Do kancelarii komorniczej, no ale ... tak to jest jak się myślami jest daleko i dociera po fakcie ;-) 

Zobaczymy co z tego wyjdzie. Wybrałam staż w przedszkolu, dlaczego? Kilka lat opiekowałam się dziećmi, kocham pracę z dziećmi, więc? Co tu więcej pisać.
Jestem pozytywnie nastawiona.

Później pojechaliśmy sobie nad morze. W końcu mogłam położyć się na piasku ,zamknąć oczy, słyszeć szum fal,a słońce grzało "dupkę".
Spędziliśmy miło dzień, chociaż nie zabrakło kilku mniej miłych słów, nie będę to wnikała. Jestem zdania,że jeśli w związku jest coś nie tak  - mówmy o tym. W sumie nie tylko w związku, w jakiejkolwiek relacji z drugim człowiekiem.

Byliśmy też w galerii na zakupach, ogromna galeria i moja "mała", przecież praktycznie niewidoczna ,ale jakże potrafiąca utrudnić życie , nerwica,
Nie było tak źle, przynajmniej na początku. Zaczęło się, kiedy zaczęły się myśli , jakieś tam gorsze... 

No ale... dzień należy do udanych.

Dobranoc.

Uśmiech.

sobota, 7 maja 2016

Jakaś pozbawiona sił.



Pobolewa mnie głowa , ponadto czuję się jakaś "wypompowana".
Chwilami mam wrażenie,że hmmm... że to już jakiś kres,że dalej już nie mam siły,
że to już nie może dłużej trwać... Czuję jakby koniec był bliski. Mam myśli typu, w końcu trzaśnie mi serducho, w końcu coś się stanie. Ile można?


Wstałam dziś rano i poszłam na targ , kupić białą pelargonie , wczoraj przeszłam koło 10km po moim mieście, w żadnym konkretnym celu, wyszło spontanicznie "podczas załatwiania spraw na mieście".
Białej pelargonii nigdzie nie znalazłam.

Dziś już mój balkon cieszy oko.
Później wyprawa z teściową do Auchan i tego typu "pierdół". 
Zakupy osiedlowe tu, zakupy osiedlowe tam.
Zagadujące mnie sprzedawczynie... 

Piszę i mam wrażenie,że to nie ma sensu.
Wzięłabym hydro,albo coś co mnie wyłączy.
Wcześniej było nawet ok, może po prostu czuję się zmęczona? Zwyczajnie zmęczona + dochodzą myśli dotyczące moich objawów (nie dotyczą nerwicy).
Sama nie wiem czy chcę o tym tu pisać.

sobota, 30 kwietnia 2016

Boję się,że nie podołam?



Wczoraj się rozkleiłam.
Puściły mi nerwy , pies piszczał kilka godzin z przerwami, ma cieczkę i ten najgorszy okres... 
Pękłam w pewnym momencie i zaczęłam płakać, łzy spływały po policzkach... Był to cichy płacz... On siedział przy mnie i nagle spytał o co chodzi... Nie chciałam mówić, on się zawsze denerwuje, kiedy pyta o co chodzi,a ja nie odpowiadam. a jak mam odpowiedzieć skoro każda próba wypowiedzenia zdania kończy się płaczem? A może tak powinnam robić? Mówić/krzyczeć nawet przez łzy... O tym co boli. 

Od 1 maja miałam zacząć szukać pracy, sama sobie ustaliłam taki czas... 
A ja czuję ,że nie jestem jeszcze gotowa... 
Owszem zrobiłam bardzo dużo kroków do przodu... 
Sytuacje o których jeszcze pół roku temu mogłam sobie pomarzyć, teraz nie są dla mnie tak wielką przeszkodą... Można powiedzieć,że radzę sobie z nimi. Piszę to z jakąś niepewnością, a przecież tak jest... Przecież daję radę, wychodzę sama do supermarketów, robię zakupy, załatwiam sprawy urzędowe... wychodzę do ludzi SAMA.

Wczoraj byliśmy w galerii , kupowaliśmy kurtkę dla Niego, w sklepie była głośna muzyka (przynajmniej dla mnie), taki chaos, chociaż ruchu tam za wielkiego nie było ,a ja ? a ja po 10 minutach miałam już dosyć, czekałam aż stamtąd wyjdziemy.

Boję się,że to jeszcze nie czas na podjęcie pracy... Boję się,że nie dam rady.
A z drugiej strony, może powinnam ?

Widzę jak Jemu jest ciężko... ja płacę za nasze życie, on za resztę,ale żyjemy dosyć skromnie,żeby nie powiedzieć na styk. Wiem,że go męczy ta sytuacja bo pracuje tylko na to żeby opłacić mieszkanie, więc... Rozumiem Go.

Nie wiem co mam zrobić.


czwartek, 28 kwietnia 2016

Urząd pracy - zebranie.


Byłam dziś w urzędzie pracy, nie pojechałam tam sama. Był ze mną On, chociaż wiadomo, na tym zebraniu byłam już sama.
Było kilka osób oprócz mnie, siedzieliśmy jak w szkole i słuchaliśmy "wykładu" , jak wygląda urząd pracy, w sensie co oferuje, jakie są nasze prawa,jakie obowiązki, jakie możliwości rozwoju itd.
Czułam napięcie siedząc w tej sali, chociaż nie od razu, to narastało wraz z czasem upływającym w tym pomieszczeniu.
Z drugiej strony szybko minęło to spotkanie, a z trzeciej... Miałam napięcie,ale jakoś bardzo się tego nie bałam. Chociaż przypomniało mi się napięcie ,które towarzyszyło mi na zajęciach w szkole,tutaj mimo wszystko byłam spokojniejsza. Pani prowadząca bardzo sympatyczna, ludzie w mojej "grupie" również, wymienialiśmy uśmiechy.
Wyszłam stamtąd pewniejsza, może dlatego,że to kolejny krok do przodu.
Chociaż zaraz po tym jest szukanie pracy... Tego się boję.
Czego najbardziej? Hmm. Boję się,że jak już zostanę przyjęta nie będę "ogarniała", boję się,że ktoś mi będzie tłumaczył jedną rzecz kilka razy,a ja nadal będę ciemną masą. Wiele razy,a może za każdym razem, kiedy mam takie wielkie napięcie i z kimś rozmawiam, mało z tej rozmowy zapamiętuję... Niby słucham,ale drugim uchem ucieka, nie umiem się skupić...

Wyobrażenia są różne, że "koleżanki, koledzy" z pracy uznają mnie za jakiegoś tumana... 

wtorek, 26 kwietnia 2016

Jaki tytuł?



Co chwilę mnie coś rozprasza, a to smsy, a to ktoś napisze na forum, a ja lecę odpisać,albo wiadomości jakieś... Albo kawa za szybko znika,albo robi się zimna w między czasie. Poszłam po więcej. Kawa, inka oczywiście. 

Wcześnie poszłam dziś pod prysznic, wcześniej to zawsze szybki prysznic przed powrotem Jego po pracy.
Dziś chwila dla mnie... Szybko zleciał mi ten dzień. 
Poszłam do galerii , o matko ,tak. Mój ukochany sklep H&M i walka z samą sobą. 
Wiecie co, kiedy już byłam w środku i jak zawsze szłam swoim szybkim krokiem,jakby się waliło za mną... Pomyślałam sobie o czymś co mnie uspokoiło... Wróć... Już chwilę przed wejściem stanęłam, wzięłam łyk wody iii znowu telefon ! Nie, nie napiszę dziś tej notki ;-)

Wracam. Stojąc przed galerią uspokoiłam się, stanęłam, odetchnęłam, powiedziałam sobie spokojnie... Weszłam i w sumie krok dalej podobny ,ale dalej moje myśli... Myśli typu: wyglądam przecież dobrze, jestem atrakcyjna, mijają mnie ludzie, idą spokojnie,a ja lecę... Nic się nie dzieje, upadnę, pomogą mi. Ciężko mi teraz przywołać cały mój monolog z głowy,ale to było coś w ten deseń... Weszłam w końcu do H&M, tam chodziłam między ubraniami , byłam nawet spokojna... dopóki?! Dopóki nie spojrzałam na siebie jakby z boku.. Wiecie co mam na myśli? Takie natrętne kontrolowanie siebie, tego jak się poruszasz,co robisz,jak patrzysz, jak inni to odbierają. Gdy przyszły mi te myśli, to kontrolowanie siebie no to już zaczęły się troszkę schody. W dodatku nie mogłam znaleźć koszuli po którą tam poszłam! No ale chodzę dalej, obijam się trochę o wieszaki...  Jest, są!! 
Wzięłam sporo rzeczy do przymierzalni. (znowu rozpraszanie) w dodatku mój były... 

Przymierzałam najpierw ze spokojem... to , tamto... Nagle pomyślałam, jejku ile czasu ja już tu jestem? Pewnie dziwnie to wygląda... Myśli z kosmosu ;-) Chociaż wymieniłam te myśli na inne, typu; kto mi zabroni? Mogę sobie przymierzać, nikt mnie nie goni. Najgorzej to wyjść stamtąd... Aż się uśmiechnęłam... bo to w sumie śmieszne.
Szłam już do kasy, zauważyłam defekt na koszuli... Poszłam szukać drugiej , jest! Również defekt, inne wykupione , świetnie. Nawet spytałam dziewczynę,która tam pracuje czy mają jeszcze w tym rozmiarze, niestety nie było. Odezwałam się, mimo napięcia, WOW ;-)

No to wyszłam. Wracając do domu zahaczyłam oczywiście o biedronkę , zrobiłam zakupy. Później rzeźnik , zakupy. I do domku... 

Zacznę być z siebie dumna. Bo przecież mam powody, dlaczego tego nie zauważam... 
Może dlatego,że mam problem z docenianiem siebie, cokolwiek bym nie zrobiła, liczę na więcej... 


Wzięłam sobie hydro.




Dzień podobny do poprzednich, jeśli chodzi o zakupy (stały się normą, jak i to,że wychodzę na nie sama). Chociaż to odważne słowa, do końca nie dowierzam... Jeszcze kilka miesięcy żeby iść na zakupy musiałam iść z kimś! Chociaż to i tak nie gwarantowało mi tego,że będę się dobrze czuła, przeciwnie. Miałam 'jazdy', napięcie i te wszystkie "atrakcje". 
Dziś wychodzę sama, czasami bywa ciężko, jak dziś... 

Wstałam, zrobiłam śniadanie dla Niego,dla siebie , wyprasowałam mu koszulę do pracy, ogarnęłam się. 
Wyszliśmy razem,jednak w poszliśmy w 2 różne strony. Poszłam na zakupy , biedronka, ach biedronka, jak dobrze,że jesteś tak blisko ;-)

Od dziś miały być te "pierdoły" do ogrodu/na balkon. Poszłam z samego rana żeby mieć z głowy. Moje niezdecydowanie sięga zenitu. Stałam (miałam wrażenie,że wieczność) przy tych skrzynkach na kwiaty,doniczkach i puszczałam korzenie ;-)
Nie mogłam się zdecydować na kolor. Wczoraj również puszczałam,ale podczas zastanawiania się nad zeszytem do przepisów (którego i tak nie kupiłam w rezultacie).

No dobra, rozgadałam się. 
Wróciłam do domu i czekałam na kuriera, zamówiłam sobie elegancki płaszczyk, do którego nie jestem przekonana do tej pory.
Muszę się z tym przespać. Nawet nie bardzo mam do czego go nosić, muszę dokupić buty, torebkę... 
Stresowałam się przyjściem kuriera, serio?! Jakby było czym,ale jakieś tam napięcie było. Wychodzą mi znowu plamy na dekolcie, czerwone. Już kiedyś tak było, kiedyś kiedy nerwica zaczynała się ze mną zaprzyjaźniać.
No ale o tym może osobna notka, kiedyś, kiedy mnie najdzie.

Po odebraniu przesyłki, stwierdziłam,że wymierzę sobie na balkonie co trzeba, tak też zrobiłam i stwierdziłam,że pójdę dokupić te skrzynki na kwiaty. Tak też zrobiłam, tym razem poszło szybko. Czułam się kiepsko, napięcie... Wracałam to miałam wrażenie,że się wyrżnę gdzieś. Mam wrażenie,że mój astygmatyzm trochę szaleję,a ja przez to jeszcze bardziej się nakręcam.
Wracając do tematu, marzyłam żeby być już w domu! Co prawda do biedronki nie mam jakoś daleko,ale droga dłużyła mi się strasznie. 

Dałam radę. Chociaż było ciężko. Powód do dumy?

W sumie robię pewne rzeczy za wszelką cenę.

***

To nie koniec wrażeń na dziś. Później wymieniłam wiadomości z moim byłym , niespodziewanie doszło do tematu o tym co było. Z luźnej pogawędki... Widocznie go gryzło. 
Nie będę tutaj przytaczała historii rozmowy,ale stwierdził,że wszystko spierdolił i nie może sobie tego wybaczyć, pisał różne rzeczy, posunął się do tego,że... Napisał,że chciał mi się oświadczyć,ale wszystko spierdolił. Tak dosadnie. 
Męczy go coś , co miało miejsce hmm 4 lata wstecz.
W sumie, wiem,że nie od dziś tego żałuje. Pierwszy raz rozmawialiśmy ze sobą po 2 latach od rozstania, bodajże. Wcześniej nie chciałam go widzieć,znać... Nie wiem po co tutaj o tym piszę,może chcę to z siebie wyrzucić, chociaż... Jakoś nie umiem ubrać tego w słowa.
Może dam sobie na dziś spokój. Jutro przy kawie... Może wtedy wyrzucę co mi leży ;-)


Niedawno wzięłam hydro. Stwierdziłam,że nie ma sensu się męczyć z niepokojem. 
Czuję się spokojniejsza. Nie wiem co to za różnica,ale gdy brałam hydroksyzynę w tabletkach to działała na mnie kiepsko, dziwnie... Ta w syropie działa super. Zresztą, tą w syropie dostawałam zawsze lądując na pogotowiu (jeszcze przed diagnozą, czyli 100 lat temu). Pamiętam jak aplikowali we mnie te końskie dawki, po których wracałam do domku i szłam grzecznie spać.

No dobrze. Na dziś myślę,że to tyle.

sobota, 23 kwietnia 2016

Tak na dobranoc.





Miłe zaskoczenie, kiedy logując się dziś tutaj ,zobaczyłam ile było wyświetleń w ostatnim czasie.
Na prośbę jednej z osób ,która odwiedza mój blog, zmieniłam ustawienia , od teraz bez problemu można komentować na blogu jako osoba "anonimowa".
Miło mi,że nie jestem tutaj sama, że jest ktoś po drugiej stronie monitora.

Spokojnej nocy.



brakuje mi sił?


Chwilami czuję się na skraju... 
Najchętniej strzeliłabym sobie w łeb. 



Niby chodzę praktycznie codziennie na zakupy, do centrum, zaczęłam nawet sama poruszać się po galeriach handlowych, ciężko uwierzyć,że zrobiłam ten krok... Jednak jakoś nie czuję satysfakcji.
Sama byłam zameldować się w urzędzie miasta, załatwiłam rejestrację w urzędzie pracy, nie no genialnie, co?! Od maja mam szukać pracy, boję się.
Kurczę, cholernie się tego boję. 


Jeszcze ta dieta... Chociaż zaczęłam podjadać, nie daję rady na takim styropianowym jedzeniu. 
Schudłam, pasuje na mnie rozmiar S, ostatnio płaszcz,który miał rozmiar XS. 
Powód do radości? Niekoniecznie.

Pesymizm, niechęć, obojętność,zwątpienie, strach, niepewność...


poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Kawa ,świeca, klimat, próba relaksu.


Kawa Inka - polubiłam, innej nie mogę.
No i minęło kilka dni od badania (gastroskopia), przeżycia niezłe,ale już po badaniu. Gdybym jeszcze kiedyś musiała mieć wykonywaną gastroskopię - teraz wiem z czym to się je.
Nie chce mi się pisać o diagnozie... Męczy mnie już ten temat, wystarczy mi ,że na każdym kroku muszę pamiętać o tym,że nie wolno mi większości "rzeczy", które wcześniej zjadałam ze smakiem - cóż? Życie?
Dziwny ton.

 Ktoś powie,że nerwica to tylko nerwica? Objawy to tylko objawy, które są i znikają. Jasne.
Nerwica ,ciągłe napięcie, stres. To już wyniszcza.
Przykładem jestem ja, tadam.

Padam dziś na twarz, zrobiłam tyle km ile dawno nie zrobiłam... Mam wrażenie,że przeorałam całe miasto, jakkolwiek to brzmi. Biegałam po sklepach szukając "fixu" do roladek schabowych. Boże, nie ma nigdzie. Poszłam nawet sama do Auchan. Ogromny sklep, ogromna przestrzeń i w pewnym momencie ogromny strach. Stoję w dziale z tymi wszystkimi niezdrowymi (tak,wiem) "fixami" i ... I dostaję oczopląsu. Nie mogłam się skupić, za dużo tego, za dużo liter, kolorów, za duża przestrzeń,za dużo ludzi, za duży hałas, a ja bidulka stoję z tą swoją poranioną nerwicą i lękami i myślami chcę do domu, a przynajmniej wyjść stamtąd, już!!
Dałam radę, stałam tam dłużej, mimo ,że w pewnym momencie miałam przed oczami swój koniec i te inne wizje... 

***

Ostatnimi czasy znowu bolą mnie oczy, to taki dziwny ból, jakby ciśnienie w oczach, swędzą, bolą, jakby piasek pod powiekami. Bywało już tak. Nerwica? A może alergia? Moje gardło nadal stoi pod znakiem zapytania- to tak "A propo" , kto tam wie jak to się powinno pisać? ;-) 

Jakaś pobudzona jestem. 
Chciałabym pogadać... Brakuje mi przyjaciela. 
Nie ufam nikomu na tyle... 
Nie ma w moim otoczeniu osoby,która zasługuje na to zaufanie, już nie.

sobota, 9 kwietnia 2016

Odwiedziny znajomych.


Przyjechał D. i M. mnie odwiedzić.
Wiele razy poczułam się dziś zażenowana ich zachowaniem wśród ludzi.
Ale cóż, młodość, chociaż czy to wytłumaczenie? Myślę,że nie.

Czułam się dziś wiele razy "dziwnie", nerwicowe objawy... Dałam radę.
Byliśmy w sopockiej knajpce/restauracji, takiej na poziomie, ludzi multum, na szczęście mieliśmy fajne miejsce... Tam poczułam się dużo gorzej, im dłużej tam byłam tym gorzej. No ale dałam radę.
Później miłe "zakończenie" tego wypadu, 2 chciałam napisać chłopców... Ile mogli mieć lat? max 20. Pięknie razem grali, jeden na skrzypcach, drugi na gitarze. Zagrali muzykę z Titanica i odpłynęłam... Mogłabym ich słuchać i słuchać. Morze, powiew wiatru , "ten klimat", a tu na molo grają muzykę z Titanica, coś pięknego. Przynajmniej dla mnie.


Jestem już sama. 
Nie mogę się doczekać aż wróci z pracy ... i mnie przytuli.

sobota, 26 marca 2016



Wyobrażałam sobie to chyba inaczej.
Tęsknię za pożądaniem i nie tylko.

Ten blog zacznie być pamiętnikiem, mam wrażenie, a może jest nim od początku? Jednak bardziej niż na życiu poza nerwicą ,skupiałam się na samej nerwicy? Ale przecież ona była częścią mojego życia, jest. Uczestniczę...



Gastroskopia w kwietniu, odkurzone znajomości,czarne myśli, nadzieja, defekt jeśli chodzi o zaufanie, niepewność,dziecinada, bezradność, lęk.




***
Czemu nadal żałuję czegoś co miało miejsce kilka lat wstecz?
Żałuję,zazdroszczę. Powinnam walnąć się w łeb.
Chaos.


Może to powinnam robić. Siadać przed komputerem, wylewać z siebie wszystko co myślę, po prostu. Przelewać myśli na "papier" , w tym przypadku, wrzucać do sieci. W zasadzie mogłabym to pisać sama dla siebie i zapisywać po prostu w komputerze,ale mimo wszystko uważam,że bezpieczniej będzie w sieci. Bezpieczniej bo nikt z domowników, czy zwyczajnie osób trzecich nie ma do tego dostępu ,a w sieci.. W sieci wierzę ,że jestem anonimowa, bez wnikania ,że nikt nie jest anonimowy tak naprawdę.

Chciałabym usiąść z kimś bliskim, bliskim...  Z kimś kto mnie zdążył dobrze poznać, komu ufałam. Jest kilka takich osób w moim życiu. Usiąść i porozmawiać.
Chyba brakuje mi terapii.



niedziela, 13 marca 2016

Dzieje się



Chwilami mam wrażenie,że za dużo.


Rozumiem fenomen dowcipów o teściowej.
2 tygodnie pod jednym dachem z nią i mam serdecznie dosyć, nie mogłabym z nią mieszkać nawet gdyby mi za to płacili.

Kolejne oglądanie mieszkania, tak w sumie wyglądają moje ostatnie 2 tygodnie. Ciągłe napięcie od rana do nocy, szukanie mieszkania, milion wykonywanych telefonów przez moją teściową i mojego faceta (w celu znalezienia mieszkania dla niej).
Brak słów na tą całą sytuację.
Chciałam się tutaj "wygadać", wypisać to wszystko co mnie tak wkurza,ale nie mam chyba dziś na to siły. Jestem zmęczona.
Atmosfera w domu jest paskudna, ciężka. 
Jeszcze taki tydzień i mam wrażenie,że pożarłabym się teściową na amen. Jestem spokojna, przyjmuje jej uwagi i próbuję drugim uchem wypuszczać,ale jezu... są jakieś granice.
Dziś nie wytrzymałam. Czuje się jak u siebie w domu, próbuje dyrygować, poprawiać,robić po swojemu, przełożyła mi w szafkach sztućce, inne pierdoły... Helloł?!

Mam nadzieję,że podpisanie umowy z ludźmi u których dziś byliśmy oglądać mieszkanie "wypali" i wszelkie zło zniknie z mojego mieszkania! ;-)
Aaaa! Teściowa poczuła się na tyle dobrze tutaj,że zaproponowała kilka razy,że może my się stąd wyprowadzimy,a ona tu zostanie? BEZ KOMENTARZA.
Krew mnie zalewa ;-)

Dziś powiedziałam swojemu facetowi,że chyba się modlić zacznę (nie robię tego),ale miałam wrażenie,że żeby się coś zmieniło potrzeba cudu! Wszystko inne zawodzi.


Ta sytuacja oczywiście nauczyła mnie kilku rzeczy,ale też zrozumiałam jakich cudownych mam rodziców, jaką cudowną mam mamę,która zawsze się dla mnie poświęcała,poświęca...


czwartek, 25 lutego 2016

Dzieje się.


Wczoraj cały dzień poza domem. Większość dnia spędzona w pociągach, kolejkach.
Załatwiliśmy co mieliśmy do załatwienia, późnym wieczorem przyjechaliśmy do domu. Jeszcze sprzątałam, mimo,że padałam na twarz, chciałam napisać ryj...
Dziś miała wpaść teściowa (i wpadła) , dlatego wczoraj chciałam jeszcze ogarnąć mieszkanie.
Dziś stres. Sytuacje trudne, stresujące. 
On - ten najważniejszy.
Powiedział dziś do mnie,że on się stresuje,a co dopiero ja muszę czuć. 
Posprzeczaliśmy się, powodem teściowa? Wcześniej nie marudziłam,ale chyba zaczynam...
Teściowe z kawałów ?

Teściowa siedziała u nas pół dnia, ok, szkoda tylko,że tyle nerwów to nas kosztowało.
Z jednej strony ją rozumiem, a z drugiej uważam,że próbuje grać w jakąś grę? Źle to ujęłam. Nie to miałam na myśli, trudno.
Gdy wyszła, my wyszliśmy na zakupy, lodówka świeciła pustkami. W biedronce zdążyliśmy się posprzeczać, miałam w sobie takie "ciśnienie" ,że miałam dosyć, nawet nie interesowali mnie ludzie dookoła.
Wyszliśmy, poszliśmy do domu, w drodze spytałam czy zrobimy sobie jakiś spacer.
Zaniósł zakupy, wyszliśmy się przejść. Podczas spaceru porozmawialiśmy, dosyć głośno być może momentami,ale sytuacja... 
W pewnym momencie zatrzymał mnie, przytulił... Porozmawialiśmy spokojnie.


Wierzę,że jakoś damy radę. Musimy. W sumie jestem pewna... 
Chaotycznie. 
Cóż.

W drodze do domu czułam jak we łbie mi wszystko wiruje, "szłam bo szłam". miałam wrażenie ,że buja mną. 
Dobrze,że mam Go przy sobie.

Prysznic? Tak, tego mi potrzeba.

poniedziałek, 22 lutego 2016

Mam dreszcze,nadal boli mnie gardło (od kilku miesięcy). Podejrzewam refluks... Za kilka dni lekarz.
Dreszcze to taki bonus od nerwicy. Czuję jak czasami przeszywa mnie po całym ciele, nieprzyjemnie.
Boli mnie głowa, mam napięcie, napinam mięśnie. 
Dziś wracając do domu jak dotknęłam okolice od szyi do barku, łopatki wszystko tak strasznie bolało... 
Mam nadzieję na masaż, liczę na masaż dziś. 
Czuję się depresyjnie. Chociaż śmieje się,ale teraz... Siedzę jakby zupełnie bez siły. Jakbym była obok. Chciałabym wyjść z mojego ciała, zamienić sobie mózg na chwilę? Co ja wygaduję.
Chciałabym po prostu poczuć spokój umysłu. Bez wertowania, bez zamartwiania się, bez wytwarzania tych objawów.

Mam nadzieję dziś na miły wieczór z Nim.

czwartek, 18 lutego 2016

10km



Może uda mi się dziś napisać dłuższą notkę, co istotniejsze, jakoś przelać myśli.
Włączyłam jakąś płytę teściową, z muzyką jakby hmm powiedzmy,że ma ona na celu wyciszać, relaksować? No chyba.

Przeszłam dziś 10km.
10 km przemierzając ulice miasta, którego nie znam tak na prawdę.
Dziś się nie zgubiłam, o dziwo. Wczoraj troszkę zbłądziłam,ale od czego są ludzie,których mijamy? Zawsze można spytać o drogę.
Nie dociera do mnie to czego dziś dokonałam. Dotrze może później. Przeszłam kawał drogi... Wracając do domu czułam się bardziej niepewnie , napięcie, uczucie "jakbym wypiła" tzn.brak takiej rześkości umysłu, tak to nazwę.
Czasami było tak,że zatrzymywałam się na chwilę... A gdy to robiłam, miałam wrażenie,że nogi mi się uginają,że... jak to nazwać? Każdy bodziec po prostu czułam nad wyraz... Powtarzałam sobie,że to moja wyobraźnia, bo tak było... Czułam się gorzej, np. sytuacja z tymi nogami,które niby się uginały... Wyobraziłam sobie ,że mogę upaść, że upadam i co dalej, w ułamku sekund, wyobraziłam sobie swój upadek, zbiegowisko, szpital, pomyślałam co będzie? Mam dowód ,w dowodzie inne miasto, tutaj nikt mnie nie zna, jak powiadomią kogoś bliskiego? 
Nic się nie działo wielkiego... Napięcie jak to wczorajsze czy tam przedwczorajsze, czy też sprzed tygodnia,ale reakcja ta sama... Oczami wyobraźni pisany czarny scenariusz.
Co za tym idzie... Wyobrażając sobie ten upadek, szpital czy co tam jeszcze, zaczynamy się tego bać... co za tym idzie nakręcamy się dalej i czujemy się jeszcze gorzej... Błędne koło, oho... Na tym to polega. Przykłady mamy na co dzień. 

Byłam dziś w wielu sklepach, zaliczyłam herbatę u przyszłej teściowej. 
Dotarłam do domu , z trochę poszarpanymi nerwami, a może raczej zmęczona z napięciem jakimś tam,ale dałam radę... Inaczej się nie da.
Poczułam się silniejsza.
Jestem silna.

piątek, 12 lutego 2016

Miałam wenę


Wczoraj miałam wenę, tyle chciałam tutaj napisać.
Skończyło się na tym,że nie obejrzałam nawet jednego z ulubionych seriali, nie było czasu.
Upiekłam nawet muffiny z czekoladą, miała dziś wpaść mama mojego faceta.
Dziś okazało się,że nie wpadnie bo kiepsko się czuje. Szkoda,babeczki wyszły pyszne,z drugiej strony to dobrze... Nie spałam do 4 - 5 nad ranem.
Okazało się,że mnie okłamał.
Płakałam.
Czułam się źle, dostałam biegunki , serducho wariowało - oho, objawy.
Czułam ,że zawiodła mnie ostatnia osoba na tej Ziemi do której mam pełne zaufanie,w dodatku jedyna do której mam takie 100procentowe.
Kiedy emocje opadną,a ja sobie w głowie to poukładam... Może stwierdzę,że za mocno do tego podeszłam.
Ale jak można podejść na spokojnie do kłamstw? 
Brzydzę się kłamstwem. Jeszcze bardziej takim powtarzanym prosto w twarz wiele razy.

Czuję złość, rozczarowanie, obawę, zarazem obojętność, niemoc... Jest mi przykro i nie wiem co myśleć.
Gdy się obudziłam pomyślałam,że teraz tak bardzo przydałaby mi się wizyta u mojej cudownej pani psycholog. Ona pomogłaby mi podejść do tego inaczej,zobaczyć to w innym świetle. Nie mam z kim o tym porozmawiać.
Niby znajomych mnóstwo,ale... Jak ciężko ufać.


niedziela, 7 lutego 2016

Na świeżo.



Wróciliśmy niedawno do domu, byliśmy "zobaczyć morze".
Ale cofnę się trochę do wczoraj-wieczór.
Czułam się koszmarnie... Wrócił mój facet po pracy i zaczęło się napięcie, strasznie się spinam przed jego powrotem, dlaczego?
Co chwilę przeglądam się w lustrze zanim wróci, przebieram się czasami kilkukrotnie bo chcę wyglądać dobrze... Niby nic w tym złego, nie będę wnikała. 
Później nerwowo spędzam z nim wieczór, zastanawiając się czy wszystko co robię jest ok, takie nerwicowe... 
Czasami powiem coś głupiego, pod wpływem właśnie napięcia. Może nie głupiego, ale hmm nie wiem jak to określić. Ni z gruszku ni z pietruszki naglę z czymś wyjadę...

Idźmy dalej. Położyłam się, pomyślałam,że może mam alergię? Duszności cały wieczór, przedwczoraj też, jakieś rozkojarzenie, napięcie w głowie, ucisk? Nie wiem jak to opisać... Taka "poza sobą" się czułam. 
Mój facet położył się spać. Na odczepne powiedziałam dobranoc, wielce gniewając się,że znowu długo grał? 
Z facetami jak z dziećmi... Mimo,że zaraz stuknie 30stka.
Zasnął. Ja się wiercę, męczę się, mam wrażenie,że przestanę w końcu oddychać, męczyłam się oddychając "tak jakby".
Zapomniałam dodać,że zanim przyszedł poszłam do łazienki przemyć oczy! Bo przecież to może alergia? Staram się zawsze być dobrze pomalowana itd. więc makijaż nie "schodzi" mi z twarzy. Dobra, zmyłam, czekam na efekty, może przejdzie?!
Męczyłam się w tym łóżku do 2? Po 2 chyba było...
Wynalazłam kilka ciekawostek, chorób, powikłań, raków.
Później się wkurzyłam!
Stanie mi się coś? No trudno. Zemdleje? Ok... 
Czemu się tak bardzo tego boję? Gdy tak się stanie no to trudno... Wezmą mnie do szpitala, mój facet zadzwoni po pogotowie... Stanie mi się coś na zewnątrz, no trudno... 
Co poradzę? Stracę przytomność, stanie mi się coś , i co? 

Myślę,że to jakiś wielki przełom.
Boję się tego od kilku lat i co? Jaki sens?
Gdy się coś stanie no to ja nie mam na to wpływu już, jakoś dalej się potoczy.
Po co się bać?
Nie wiem, mam wywalone na to czy coś się stanie? Czy po prostu zaczęłam akceptować,że nie mam na to wpływu?
Przestałam się tak panicznie tego bać?

W końcu po tym wewnętrznym dialogu jakby ręką odjął... Nagle po mojej "niby alergii" o której pomyślałam mając te objawy nerwicowe jakby nie patrzeć, wszystko minęło.
Zasnęłam.
A dziś cały dzień poza domem. Poruszanie się komunikacją miejską, tłumy ludzi.
Żyję.


czwartek, 4 lutego 2016

Wczoraj źle, dziś lepiej.



Wczoraj wieczorem wzięłam hydro, dla świętego spokoju, sama się tylko nakręcałam. Hydro trochę wyciszyło, wiadomo nie jest zbyt silne, na mnie działa w porządku.
Chociaż trudno wyczuć,czy to hydroksyzyna czy moja autosugestia. 

Dziś lepiej ;-)
Rano czując się średnio, jakaś "niedorobiona" , efekt wieczornego hydro? Nie wiem, nie wnikam już.
Wstałam wcześnie, koło 9 poszłam sobie do biedronki po zakupy,zahaczyłam o żabkę i do domku.
Wpadła w odwiedziny przyszła teściowa. Posiedziałyśmy, porozmawiałyśmy, raz miałam gorszy moment, który trwał kilka minut, aż w końcu wrażenie,że zaraz zacznie mi wszystko wirować zupełnie przed oczami, a zmysły wyczulone do granic możliwości? Takie kilkuminutowe wrażenie. Oczywiście minęło.Wyszłam , odprowadziłam na tyle ile byłam w stanie jego mamę, w sensie na tyle żeby się nie zgubić i trafić do domu ;-)
A teraz co? Skończyłam myć podłogę w przedpokoju i będę musiała zrobić jakieś jedzonko. Jeszcze nie jadłam obiadu dziś!
Właśnie spojrzałam na zegarek, ojej! Przed 17,a tutaj jeszcze w miarę jasno, cudownie!! Byle do wiosny :))

środa, 3 lutego 2016

Raz lepiej ,raz gorzej (źle).



Czuję się kiepsko. Niezbyt optymistyczny początek,ale co tu czarować.
Są dni kiedy jest nawet "ok", pojawił się taki jak dziś, kiepski. 
Czuję się tak jakbym zaraz miała się rozpłakać - chwilami.
Może to hormony? Przed okresem zawsze jakby gorzej się czuję... Nie wiem.
Wydaje mi się,że obraz mi się narzuca jeden na drugi... Jak idę czuję hmm jakbym była słaba? Chociaż idę pełni sił... 
Dziś próbowałam ćwiczyć, ćwiczyłam ze 2 minuty, trzymając się chwilami krzesła, taka asekuracja.. Bo wrażenie jakbym miała upaść mnie nie opuszczało.
Stwierdziłam,że to nie ma sensu, chociaż nie od razu, walczyłam trochę w głowie... Jednak podłoga wydawała mi się jakby nazbyt wyczuwalna... Czułam ją "za bardzo" jak to brzmi? Dziwnie.
Nie czułam skupienia,miałam wrażenie "falowania".
Teraz czuję się nieobecna.. Niby jestem, niby coś robię.. A za chwilę lecę "ze sraczką" za przeproszeniem do wc...
Jeszcze ta świńska grypa... Boję się. Chyba każdy jakoś tam to odbiera negatywnie, jednak ja "nerwicowiec" chyba 2 razy mocniej, sto razy.. Ach, marudzę sobie, stękam... Mam wrażenie,że umrę... 
No kurde, żyć nie umierać. Łeb ciężki jakbym wczoraj balowała.
Aaa! Wracając do ćwiczeń to zrobiłam przysiady, 20. WOW.
Zrezygnowałam z treningu o którym pisałam wcześniej, taki trening w towarzystwie krzesła to .. Ale postanowiłam zrobić przysiady, wyzwanie na 30 dni z przysiadami!
Zobaczymy. 

Nie poddaję się, chociaż chwilami mam ochotę się pochlastać.
Wczoraj udało nam się wyjść z domu. Byłam z moim facetem u fryzjera, oczywiście on robił się "ładniejszy" , a ja osoba towarzysząca. Weszłam , usiadłam, siedziałam jak na szpilkach. Spojrzałam w lustro i czułam się jak szara mysz... 
Założyłam  sweter oversize przed wyjściem, taki w sumie już po domu... Chociaż bardzo go lubię !! Mój facet powtarzał zawsze, że seksownie wyglądam w nim, opadające ramiona itd.
No ale... wczoraj nic seksownego w tym lustrze na przeciwko ,którego siedziałam i czekałam aż młoda fryzjerka go ostrzyże to ja nie widziałam. Czułam się jakbym miała z 10kg nadwagi.
Włosy oklapnięte, makijaż jakiś nie tego... Chociaż przed wyjściem wydawało mi się,że wyglądam całkiem ok... 
Teraz siedzę i czekam na serial... Na wspólnej, chociaż zaczyna mnie irytować i tak go oglądam. Zresztą co ja mam do roboty - błędny tok myślenia.
Zastanawiałam się czy nie napisać na jakimś forum i poszukać kogoś z tych okolic. Nie znam tu nikogo, poznałam dopiero kilka miejsc. Może znajdzie się ktoś kto np. ma to co ja? Zawsze chciałam wyjść w miasto z kimś kto ma to samo! Pośmiać się z tych "jazd"!
Takie 2 osoby idące ulicą i bojące się własnego cienia to brzmi zabawnie. Tupniesz nóżką i uciekną? ;-)
Moje poczucie humoru.. Niezawodne. 
Wzięłam tutaj książkę, której jakoś nie mogę skończyć... 
Mobilizacja?



poniedziałek, 25 stycznia 2016

Wielka zmiana - nowe życie

Przeprowadziłam się. 
Wielka zmiana , wielkie przeżycie.
Ogromny stres,napięcie, niepewność, mogłabym wymieniać.

Minęło kilka dni, drugiego dnia pękłam.
Strasznie się bałam. Co jeśli nie dam rady tutaj? Co jeśli mój facet się rozczaruje? Zawiedzie, zmieni zdanie? Zrezygnuje? Będzie żałował? Chyba tego ostatniego bałam się najbardziej i w sumie nadal siedzi gdzieś tam mi to w głowie.
Widywaliśmy się od lat "od święta", 2 -3 razy w miesiącu po 2-3 dni, oczywiście bywało,że widzieliśmy się na dłużej, chociażby wyjazd na urlop. Do czego zmierzam? Do tego,że widział co się ze mną dzieje hmm widział to "przez chwilę". Nie był ze mną na co dzień, nie widział tego cierpienia na co dzień, nie miał mnie na co dzień... Przesadzam?
Nagle jestem tutaj, ma mnie na co dzień, ma mnie przy sobie... No właśnie. Teraz pisząc to wszystko zauważyłam ,że moje zamartwianie się jest "nad wyraz".
Znamy się jakieś 9 lat? Od kilku lat jesteśmy razem, w zasadzie był ze mną "duchowo" praktycznie odkąd się to wszystko zaczęło. Wiedział co się dzieje, jest jedyną osobą, która wie o mnie tyle...wie o mnie praktycznie wszystko. Zaufałam mu, bardzo, jest pierwszą osobą w moim życiu, z którą zaczęłam "rozmawiać" o wszystkim, o moich problemach, o życiu, jest pierwszą osobą przed którą się otworzyłam. 
Kocham Go. Może dlatego się boję? Może nie chcę go zawieść?
Boję się,że będzie to dla niego męczące (mój problem, moje objawy, nerwica).
To jest taka walka w mojej głowie... 

Mówię , gdy się czegoś boję, mówię ,gdy boję się,że nie dam rady , mówię czym się stresuje  - pomaga. A najbardziej to kiedy on mnie uspokaja, kiedy mówi,że mnie kocha i poradzimy sobie. Kiedy mówi,że to mój dom... 

Mam cudownego faceta, który zawsze o mnie walczył... 

****

Wczoraj wieczorem kilka razy przeskoczyło mi serce. Przestraszyłam się.
Był spokój od jakiegoś miesiąca, a tu nagle... 


Idę dalej do przodu.

środa, 13 stycznia 2016

Jestem zniesmaczona, chociaż zniesmaczona to delikatnie powiedziane...
Czym? Zachowaniem ludzi... Niektórzy zachowują się strasznie, jak bydło, kompletnie bez kultury...
Kobieta atakuje drugą kobietę, tylko dlatego,że ta starsza kobieta ma wcześniejszy numer do lekarza niż ona, a podobno tamta stała za nią. Zrobiła awanturę jakby miała czekać w kolejce do lekarza jeszcze rok. Nie rozumiem skąd w ludziach tyle złego? Co ta druga kobieta jej zrobiła? W pewnym momencie miałam już dosyć, zwłaszcza,że ta która się awanturowała ,  w pewnym momencie spytała mnie , chciała żebym potwierdziła kto za kim stał w kolejce... Tak jakbym ja zwracała na to uwagę, patrzę kto przede mną, a nie wertuje ludzi kto za kim , z kim i po co. Kiedy powiedziałam ,że nie wiem, nie wtrącam się,a awantura trwała dalej, wstałam, poszłam się przejść. Za chwilę uderzyło we mnie coś, mogłaś się odezwać! Stanąć w obronie tej pani, ale przecież sama nie wiem jak to do końca było. Fakt faktem,że tamta kobieta miała wcześniejszy numer, ta wchodziła zaraz po niej, to o co tu się kłócić? Ja nie wiem. 

wtorek, 12 stycznia 2016

Miałam położyć się spać, w sumie... W sumie to ja sama nie wiem co mam ze sobą zrobić. Ostatnia noc była kiepska, zasnęłam nad ranem, spałam może z 4 godziny, tak więc nie czuję się jakoś w formie. Stres mnie pożera dosłownie. Jutro wyniki badań,stresuję się,że będą kiepskie, że coś wyjdzie... Tydzień temu jak odebrałam wyniki i zobaczyłam co nie tak to od tego momentu kolejne 3 dni wyciągnięte z życia. 3 dni stracone na rozmyślanie i lęk... Później jakoś to zniwelowałam, starałam się. Dziś kolejne badanie, jutro wyniki, eh.
Za chwilę moja przeprowadzka w zupełnie nowe miejsce, miejsce, którego nie znam , nie znam miasta, nie mam tam znajomych.
Z drugiej jednak strony to moja szansa na nowe życie, to moje nowe życie... Przede mną.
Proszę tylko (kogo?) , niech moje wyniki będą w porządku. To będzie mój kop do przodu, obiecuję to sobie.

piątek, 1 stycznia 2016

Nowy rok



Wybiła magiczna godzina.
Kilka słów ode mnie.

Wszystkiego dobrego na ten NOWY ROK.
Zdrówka przede wszystkim.
Żyjmy , korzystajmy z życia, doceniajmy je.
Zamiast narzekać na to czego nie mamy, nauczmy się doceniać to co mamy.
Bądźmy po prostu lepszymi ludźmi.

poniedziałek, 28 grudnia 2015

Nie ufam lekarzom.


Brałam antybiotyk przez 7 dni, nie przyniósł żadnej ulgi jeśli chodzi o moje gardło, na gardło go brałam.
Nawet jestem zdania,że zrobiło się gorzej niż było. Nie chciałam czekać i pojechałam  wczoraj na "pomoc doraźną". Przyjmował starszy pan, ciągnął za sobą jedną nogę jak szedł, a gdy do niego coś mówiłam to czasami niedosłyszał. Opowiedziałam mu w skrócie o co chodzi,że biorę ten antybiotyk ,a gardło wygląda jak wygląda, a to już 7 dzień antybiotyku. Popytał czy gorączkuje itd. osłuchał mnie ,sprawdził gardło niedokładnie,  zaczął coś wypisywać i mówić o jakichś tabletkach pod język bez recepty  + to co wypisuje, podał nazwę. Siedzę... On wypisuje, zaznacza coś w komputerze. Po czym pytam go czy to co wypisuje to antybiotyk - TAK.
Więc pytam co z tym ,który biorę (pokazałam mu go), odpowiedział krótko,że skoro nic nie pomógł no to nie brać bo nie ma sensu.
Wyjaśnił jak brać ten nowy antybiotyk i to tyle. Poszłam od razu do szpitalnej apteki popytać coś więcej o ten antybiotyk i spytać o cenę (z lekarzem ciężko było się dogadać, co chwilę musiałam podnosić głos bo nie dosłyszał i czułam się poirytowana). Plus oczywiście miałam wrażenie,że wszyscy mnie na poczekalni słyszą.

Miła pani w aptece wyjaśniła mi co nieco, pokazałam antybiotyk ,który brałam 7 dni,a pani stwierdziła,że sama go kiedyś miała i nie pomógł i generalnie na wielu ludzi zwyczajnie nie działa.

Jakoś do końca nie byłam przekonana tym nowym antybiotykiem,wahałam się czy wykupić czy najpierw iść jeszcze do mojej rodzinnej pani doktor na drugi dzień. Z racji tego,że antybiotyk kosztował niecałe 6 zł, kupiłam. Jednak nie wzięłam go wieczorem, nie byłam przekonana na jakiej podstawie oni mi przepisują te antybiotyki, w sumie ten drugi, skoro to nie angina? Właściwie nikt konkretnie nie powiedział co to. 
Nie mam żadnej gorączki.

Wieczorem wypiłam mleko z czosnkiem , a dziś rano zadzwoniłam się zarejestrować do lekarza. Niestety albo i stety nie dostałam się do mojego lekarza bo był już komplet pacjentów na dany dzień. Pani zaproponowała mi lekarza (inną panią doktor ,która przyjmuje po południu), w ostateczności zapisałam się na wizytę po południu, właśnie do tej pani doktor.
Poszłam sama, mimo,że kilka  dni sama nie wychodziłam, czułam się troszkę obco, czasami pojawiały się jakieś "jazdy",ale szłam. Pani doktor okazała się przemiła! Przedstawiłam sytuację, powiedziałam,że jeden antybiotyk brałam 7 dni, nic nie pomógł, gardło nadal wygląda jak wyglądało i wczoraj dostałam kolejny antybiotyk od innego lekarza i nie wiem czy go brać, powiedziałam,że nie jestem przekonana czy jest taka potrzeba i przyszłam to skonsultować.
Generalnie jestem sceptycznie nastawiona do antybiotyków, uważam,że antybiotyk jest potrzebny, gdy faktycznie jest taka potrzeba,a nie przepisywany na ślepo... Powtórzę to setny raz, uważam,że lekarze przepisują antybiotyki lekką ręką... 
Do rzeczy, pani doktor popytała czy mam gorączkę, kiedy to gardło boli (najbardziej rano,ale od razu jej powiedziałam,że to pewnie po nocy? Wysuszone).
Sprawdziła mi to gardło i stwierdziła,że jest przekrwione,ale ona nie widzi podstaw do antybiotyku!
A dzień wcześniej inny lekarz mi przepisał kolejny, silniejszy od poprzedniego. 
O co chodzi?

Spytałam panią doktor czy może jakieś przeciwzapalne? Kupiłam 
Strepsils ten silniejszy jakieś 3 dni temu,  lekko zdenerwowana tym,że truję się antybiotykiem
i nie ma żadnej poprawy brrr! 
Pani doktor powiedziała,że mam pić dużo płynów i po prostu być cierpliwa.
Mówiła coś o zdrowym podejściu do całej sytuacji. Właśnie o tym wypisywaniu antybiotyków, mówiła,że są ludzie,którzy przychodzą i po prostu chcą antybiotyk.
No cóż...
Przepisała mi coś do płukania gardła w razie czego,ale powiedziała,że to nie jest konieczne,że szkoda pieniędzy, no ale jak będę chciała to mogę wykupić. Porozmawiałam z nią chwilkę, co ważne, ona jedyna obejrzała mi to gardło jak trzeba! Włożyła mi ten nieprzyjemny patyk i sprawdziła gardło, a nie rzuciła okiem.

Ręce mi opadają. 

Leczę się dalej syropem z cebuli , mlekiem z czosnkiem i strepsils ! ;-) Mam nadzieję,że w końcu mi minie. 
Nie muszę mówić,że jestem poirytowana tą całą sytuacją?

***

Jeszcze kilka słów o tytule. Nie chodzi tylko o jedną, tą sytuację. Podobnych sytuacji miałam już kilka. Oczywiście każdy się może pomylić, tego nie podważam.
Chodzi mi o podejście.