Translate

czwartek, 12 maja 2016

Zrobiłam to.




Wsiadłam w pociąg pojechałam...
Musiałam pojechać do pani dyrektor przedszkola,gdzie miałam mieć staż. 
Wczoraj okazało się,że staż jest od poniedziałku nieaktualny, niestety. No ale tak czy siak, podpis pracodawcy był potrzebny "do rozliczenia z urzędem".
Wyszłam z domu z Nim, on jechał do pracy. Staliśmy na jednym peronie, tylko,że nasze pociagi miały jechać w 2 różne strony. 
Czułam się hmm no jak? Trochę niepewnie na pewno. Jeszcze "chwilę temu" jeżdżąc z Nim czułam się różnie, tłumy ludzi itd. A dziś? No właśnie.
W pewnym momencie poczułam napływ różnych emocji, miałam wrażenie,że się poryczę, dziwne to było. 
Pożegnałam się z Nim, jego pociąg podjechał pierwszy, poszedł...
Stoję i czekam na mój pociag... Jedzie. Wsiadłam, usiadłam, siedzę, jadę... Czułam się troszkę tylko "dziwnie", takie wiecie... Wiedziałam,że muszę polegać tylko na sobie w tym momencie, nie ma Jego przy mnie, nikt mnie nie "niańczy", muszę się skupić i wysiąść gdzie trzeba ;-)
Jechałam niecałe pół h (to 2 miasta dalej od mojego).
Wysiadłam i zmierzałam w kierunku przedszkola, nie było tak łatwo ;) Nie jestem wzrokowcem, nie mam orientacji w terenie, ale! Ale dawałam radę. Po drodze spytałam kilka osób o dane przedszkole, o ulicę , niestety... Nikt nie wiedział gdzie to może być, spięłam pośladki, nerwica poszła gdzieś daleko, nie skupiałam się na niej , skupiałam się na moim celu! Do którego kurdę musiałam jakoś dotrzeć. W końcu miałam wrażenie,że jestem na dobrej drodze, nie pomyliłam się. Szedł przede mną pewien pan z pieskiem, spytałam go o to przedszkole, o tą ulicę, wiedział! ;-) Okazało się,że jestem już zaraz u celu. Przemiły pan, podziękowałam, poszłam. Widzę, jest! 
No dobra, dzwonię! Wyszła pewna pani ,pytam o panią derektor ,a ona twierdzi,ze pani dyrektor dziś nie ma, to mówię o co chodzi. Skierowała mnie do tej drugiej placówki, tłumaczyła mi jak tam dojść, najpierw tak ogólnikowo,że nic nie wiedziałam, powiedziałam jej,że nie jestem stąd, i czy może jaśniej ;-)
Wytłumaczyła raz jeszcze. 
Mniejsza z tym, czemu ja się zawsze tak rozpisuję?!

No i wtedy się zaczęło, hoho!! 
Nikt nie wiedział o czym ja do nich "rozmawiam" , pytając o ulicę , o przedszkole.
W sumie najpierw dotarłam do miejsca o którym mi powiedziała pani z przedszkola, przeszłam tunelem, wyszłam był lidl ,super, zgadza się. 
No i tutaj już miało być "moje przedszkole". Szkoda tylko,że chwilę później znalazłam się 2 km od niego ! Aż mi się śmiać chce.
Szłam ulicą,która miałam wrażenie,że nie ma końca, szukając numeru 22! Nie było :D Pytałam, pytałam, sprawdzałam w telefonie... No nie ma. Przedszkole widmo! ;-)
Idzie jakaś "laska" z psem , no to spytałam o przedszkole. Powiedziała,że mam iść cały czas prosto,jeszcze za skrzyżowaniem , tak jej się wydaje , mówiła z przekonaniem. No ok, podziękowałam. Spojrzałam na skrzyżowanie,które było baaaardzo daleko, a przecież i tak już sporo przeszłam. Udało mi się w telefonie sprawdzić, okazało się,że zamiast się zbliżać oddalam się coraz bardziej od tego przedszkola. Postanowiłam spytać raz jeszcze, miła pani stwierdziła,że łooo przedszkole to musiałaby się pani cofnąć bardzo dużo , najlepiej niech pani wsiądzie w jedynkę i wysiądzie koło Lidla! No to pięknie.
Postanowiłam się cofnąć, i znowu szłam ,szłam... Myślałam chwilami,że padnę. Chwilami chciałam być już w domu... Słońce prażyło, ja z okresem, w obcym mieście, nikt nie wie gdzie jest miejsce o które pytam. Postanowiłam,że zamówię taxi i tam pojadę bo moje błądzenie trochę trwało... A jeszcze po tym wszystkim musiałam przecież iść do urzędu, który był w zupełnie innym kierunku. 
W końcu szłam w dobrym kierunku, coś mnie podkusiło żeby wejść i przejść jakimś tunelem, w którym było paskudnie głośno. Samochody,które mnie mijały, samochody na górze tunelu, był taki oddźwięk ,że miałam wrażenie, że odpłynę za moment. Za duży chaos + mój już stres ,że nie mogę tego znaleźć.
Okazało się,że tunel też nie jest dobrym pomysłem, więc musiałam się nim wrócić :D 
Oj śmieszne to teraz.
Mój telefon postanowił ze mną współpracować, pokazywał,że zbliżam się do celu, och jak cudownie. Dla pewności jeszcze miła starsza kobieta pokazała mi drogę, chociaż też nie była przekonana to nazwa przedszkola coś tam w głowie jej świtała. Podziękowałam jej bardzo, bardzo miła ,serdeczna osoba! :) Ufając trochę tej pani, trochę mojemu telefonowi no i sobie, zbliżałam się do celu. Okazało się,że idąc za pierwszym razem byłam kilka metrów od tego przedszkola, z tym,że ono jest zlokalizowane w takim miejscu,że można by przejść obok niego i nie zauważyć.
Pani dyrektor przemiła osoba. 
Stamtad do urzędu, w telefonie w międzyczasie znalazłam numer na taxi w tamtym mieście. No ale szłam... Tyle dałam radę to nie dam rady przejść kolejnym kilku km? :P
Dotarłam do urzędu, z urzędu na dworzec. Skasowałam grzecznie bilet, stanęłam wśród innych ludzi czekających na mój pociąg. Podjechał. No i co? No i dałam radę!!!!!!!!
Wracając do domu poszłam jeszcze do biedronki na zakupy. 
Nie wiem ile kilometrów dziś zrobiłam...
Jestem z siebie dumna.

Zrobiłam to.

1 komentarz: