Translate

wtorek, 26 kwietnia 2016

Wzięłam sobie hydro.




Dzień podobny do poprzednich, jeśli chodzi o zakupy (stały się normą, jak i to,że wychodzę na nie sama). Chociaż to odważne słowa, do końca nie dowierzam... Jeszcze kilka miesięcy żeby iść na zakupy musiałam iść z kimś! Chociaż to i tak nie gwarantowało mi tego,że będę się dobrze czuła, przeciwnie. Miałam 'jazdy', napięcie i te wszystkie "atrakcje". 
Dziś wychodzę sama, czasami bywa ciężko, jak dziś... 

Wstałam, zrobiłam śniadanie dla Niego,dla siebie , wyprasowałam mu koszulę do pracy, ogarnęłam się. 
Wyszliśmy razem,jednak w poszliśmy w 2 różne strony. Poszłam na zakupy , biedronka, ach biedronka, jak dobrze,że jesteś tak blisko ;-)

Od dziś miały być te "pierdoły" do ogrodu/na balkon. Poszłam z samego rana żeby mieć z głowy. Moje niezdecydowanie sięga zenitu. Stałam (miałam wrażenie,że wieczność) przy tych skrzynkach na kwiaty,doniczkach i puszczałam korzenie ;-)
Nie mogłam się zdecydować na kolor. Wczoraj również puszczałam,ale podczas zastanawiania się nad zeszytem do przepisów (którego i tak nie kupiłam w rezultacie).

No dobra, rozgadałam się. 
Wróciłam do domu i czekałam na kuriera, zamówiłam sobie elegancki płaszczyk, do którego nie jestem przekonana do tej pory.
Muszę się z tym przespać. Nawet nie bardzo mam do czego go nosić, muszę dokupić buty, torebkę... 
Stresowałam się przyjściem kuriera, serio?! Jakby było czym,ale jakieś tam napięcie było. Wychodzą mi znowu plamy na dekolcie, czerwone. Już kiedyś tak było, kiedyś kiedy nerwica zaczynała się ze mną zaprzyjaźniać.
No ale o tym może osobna notka, kiedyś, kiedy mnie najdzie.

Po odebraniu przesyłki, stwierdziłam,że wymierzę sobie na balkonie co trzeba, tak też zrobiłam i stwierdziłam,że pójdę dokupić te skrzynki na kwiaty. Tak też zrobiłam, tym razem poszło szybko. Czułam się kiepsko, napięcie... Wracałam to miałam wrażenie,że się wyrżnę gdzieś. Mam wrażenie,że mój astygmatyzm trochę szaleję,a ja przez to jeszcze bardziej się nakręcam.
Wracając do tematu, marzyłam żeby być już w domu! Co prawda do biedronki nie mam jakoś daleko,ale droga dłużyła mi się strasznie. 

Dałam radę. Chociaż było ciężko. Powód do dumy?

W sumie robię pewne rzeczy za wszelką cenę.

***

To nie koniec wrażeń na dziś. Później wymieniłam wiadomości z moim byłym , niespodziewanie doszło do tematu o tym co było. Z luźnej pogawędki... Widocznie go gryzło. 
Nie będę tutaj przytaczała historii rozmowy,ale stwierdził,że wszystko spierdolił i nie może sobie tego wybaczyć, pisał różne rzeczy, posunął się do tego,że... Napisał,że chciał mi się oświadczyć,ale wszystko spierdolił. Tak dosadnie. 
Męczy go coś , co miało miejsce hmm 4 lata wstecz.
W sumie, wiem,że nie od dziś tego żałuje. Pierwszy raz rozmawialiśmy ze sobą po 2 latach od rozstania, bodajże. Wcześniej nie chciałam go widzieć,znać... Nie wiem po co tutaj o tym piszę,może chcę to z siebie wyrzucić, chociaż... Jakoś nie umiem ubrać tego w słowa.
Może dam sobie na dziś spokój. Jutro przy kawie... Może wtedy wyrzucę co mi leży ;-)


Niedawno wzięłam hydro. Stwierdziłam,że nie ma sensu się męczyć z niepokojem. 
Czuję się spokojniejsza. Nie wiem co to za różnica,ale gdy brałam hydroksyzynę w tabletkach to działała na mnie kiepsko, dziwnie... Ta w syropie działa super. Zresztą, tą w syropie dostawałam zawsze lądując na pogotowiu (jeszcze przed diagnozą, czyli 100 lat temu). Pamiętam jak aplikowali we mnie te końskie dawki, po których wracałam do domku i szłam grzecznie spać.

No dobrze. Na dziś myślę,że to tyle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz